Droga Trolli
3
NORWEGIA
Mieliśmy spory problem z tym wpisem i długo nie mogliśmy się do niego zabrać - kompletnie nie mieliśmy pomysłu jak opisać miejsca w których byliśmy, ale których tak naprawdę nie widzieliśmy… Najgorsza pogoda w czasie całego wyjazdu: deszcz, mgła gęsta jak mleko i nisko wiszące chmury sprawiły, że hity takie jak Droga Trolli stały się praktycznie niewidoczne a zaplanowany trekking w ogóle nie wypalił, co mocno popsuło nam humory. Ogólnie był to dzień wielu rozczarowań i wymuszonych przez pogodę zmian w planach, no cóż Trolle chyba nas nie polubiły…
Trollstigen - czyli Droga Trolli, a dosłownie tłumacząc Drabina Trolli to zdecydowanie jedna z najatrakcyjniejszych tras samochodowych na świecie składająca się z 11 ostrych zakrętów (większość pod kątem 180 stopni) wiodących nad przepaściami. Średnie nachylenie drogi wynosi 9%, ale wbrew wielu opiniom przejazd nią absolutnie nie stanowi żadnego wyzwania – jezdnia jest szeroka i łatwa do pokonania dla samochodów osobowych. Budowa drogi trwała osiem lat i otwarto ją w 1936 r. – patrząc na nią z góry z odpowiedniej perspektywy wydaje się tworzyć drabinę stąd też nazwa Drabina Trolli.
Z Alesund wyruszyliśmy wcześnie rano by po jakichś 1,5 h w miejscowości Linge dojechać (już po raz drugi w czasie pobytu) do Narodowego Szlaku Turystycznego Geiranger – Trollstigen. Za Linge i Valldal droga znad fiordu poprowadziła nas w góry wprost do krainy trolli ;) Krótką przerwę zrobiliśmy sobie przy wąwozie Gudbrandsjuvet gdzie rzeka Valldøla z ogromnym hukiem przebija się przez wysoki na 25 metrów i wąski na 5 m jar. Dzięki całemu systemowi połączonych kładek miejsce podziwiać można w pełnej krasie z różnych perspektyw.
My jednak myślami byliśmy już w następnym miejscu - Drabinie Trolli dlatego ani rzeka ani wąwóz nie zachwyciły nas jakoś specjalnie. Coraz bardziej też niepokoiła nas gęsta mgła unosząca się kilkaset metrów nad nami i zaczęliśmy obawiać się, że brak widoczności w wyższych partiach gór może pokrzyżować nam plany. Po kilkunastu kilometrach dojechaliśmy wreszcie do miejsca gdzie kończy się lub zaczyna (jak dla nas) Droga Trolli. Miejsce to zwane jest Stigrøra (852 m n.p.m.) i leży w najwyższym punkcie trasy na płaskowyżu – mamy tu spory parking, sklep i restaurację. Jednak to co najważniejsze w tym miejscu to „wisząca” niemal w powietrzu platforma widokowa z której przy normalnych warunkach pogodowych widać jak na dłoni całą Drogę Trolli wraz z doliną Isterdalen, aż po fiord w Andalsnes. Niestety mieliśmy pecha, bo widoki te mogliśmy podziwiać co najwyżej w wyobraźni, mgła była idealnie na wysokości platformy i absolutnie nic nie było widać. Spędziliśmy długie minuty stojąc na platformie i uparcie czekając na dziury w chmurach aby zrobić choć jedną fotkę. Nie zobaczyliśmy jednak otaczających gór o ciekawych nazwach jak Kongen (Król - 1614 m), Droningen (Królowa - 1544 m) i Bispen (Biskup - 1462 m), a i sama Droga Trolli prezentowała się jakoś byle jak i nieciekawie. Na szczęście zjeżdżając w dół widoczność zaczęła się poprawiać i wreszcie udało nam się zobaczyć widoki, których z góry mogliśmy się tylko domyślać.
Z parkingu w Stigrøra można wyruszyć pieszo szlakiem Kløvstien w dół doliny Isterdalen, do jeziora Bispevatnet lub przez ośnieżone szczyty do Trollveggen. Planowaliśmy „zaliczyć” jeden ze szlaków jednak ze względu na pogodę uznaliśmy, że nie ma to żadnego sensu – widoczność zerowa a my byliśmy już wystarczająco przemarznięci. Skierowaliśmy się zatem w kierunku Andalsnes, ale po drodze obowiązkowo musieliśmy zrobić jeszcze dwie rzeczy – zdjęcie unikalnego w świecie znaku „Uwaga Troll” (na parkingu u podnóża Trollstigen) oraz zobaczyć z dołu Trollveggen.
Trollveggen czyli Ściana Trolli to najwyższa pionowa skalna ściana w Europie wznosząca się na wysokość 1800 m od podstawy doliny z czego 1000 m to niemal pionowy odcinek z 50 m przewieszeniem. Najlepsze miejsce z którego widać ścianę od dołu to parking w Horgheimseidet przy drodze między Andalsnes w kierunku Dombas w dolinie Romsdalen. Niestety Trollveggen schowało się przed nami w ciemnych chmurach…
Trollveggen i dolinę Romsdalen podziwiać można jeszcze ze szczytu położonej naprzeciw Litlefjellet (Mała Góra - 780 m). Góra ta leży na końcu doliny Vengedalen, a wspinaczka na nią zajmuje jedynie 15-20 min. Tą trasę również mieliśmy w planach i po raz kolejny tego dnia ze smutkiem zrezygnowaliśmy z trekkingu ze względu na pogodę. Widzieliśmy jednak piękne, niesamowite zdjęcia z Litlefjellet i z całego serca wszystkim, którzy będą w tym miejscu (przy dobrej pogodzie) radzimy zaplanować więcej czasu na Trollveggen :)
W końcu dojechaliśmy do miejscowości Andalsnes nad Romsdalsfjordem otoczonej pięknymi i imponującymi górami. I tu kolejna zmiana planów - z wycieczki na pobliską górę Nesaksla nici... mgła ani na chwilę nie ustępowała. Z góry przy normalnej pogodzie mamy niesamowity widok na Andalsnes, Romsdalfjord i okoliczne góry. Zadowoliliśmy się tylko krótkim spacerem po miejskiej plaży.
W taki to sposób jednego dnia straciliśmy aż trzy zaplanowane punkty ze szczegółowo opracowanego programu, a to co udało nam się zobaczyć nie do końca odpowiadało naszym oczekiwaniom – norweska pogoda pokazała nam swoje nieprzewidywalne i zmienne oblicze. Było dopiero południe i nie pozostało nam nic innego jak ruszyć dalej w kierunku Molde i Drogi Atlantyckiej – choć pierwotnie nie byliśmy pewni czy dotrzemy tam jeszcze tego samego dnia.
Do stolicy Møre og Romsdal czyli do Molde dotarliśmy w 2 h. Cała droga wiodła dookoła fiordu oraz przez ostatnią dla nas w Norwegii przeprawę promową Afernes – Solsnes. Mimo wciąż utrzymującej się złej pogody widoki były rewelacyjne. Samo Molde nie jest może zbyt interesujące – sporo ucierpiało podczas II wojny światowej - jednak wśród wielu innych wyróżnia się położonym nad miastem punktem widokowym Varden z którego rozpościera się wprost niewiarygodna panorama na 222 szczyty Alp Sunnmore, fiord oraz samo Molde. Chociaż słońce i błękitne niebo sprawiłyby pewnie, że widoki byłyby jeszcze piękniejsze to jednak pierwszy raz tego dnia nie żałowaliśmy ich braku - posępne chmury dodawały temu miejscu dramatyzmu i niesamowitego klimatu.
Z Molde ruszyliśmy w kierunku sławnej Drogi Atlantykiej będącej zarazem najbardziej wysuniętym na północ punktem naszego pobytu w Norwegii - nasze wrażenia stamtąd w kolejnym wpisie :)
Piękne widoki *_*
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, ponieważ marzy mi się Norwegia *_*
Pozdrawiam serdecznie!
http://ifeelonlyapathy.blogspot.com/
Wybieramy się już niebawem. Chciałam podpytać, w jakim okresie tam byliście? To była już jesień? Wrzesień? Październik?
OdpowiedzUsuńNie, nie to było zdecydowanie lato - dokładnie 29.07
OdpowiedzUsuń