Lofoty - wakacje za kołem podbiegunowym
5
NORWEGIA
Każdy z nas ma na swojej liście miejsca, które zachwyciły i z którymi wiążą się wspaniałe wspomnienia, ale do których niekoniecznie chciałby wrócić i takie gdzie już od pierwszego dnia pobytu wie, że na jednej podróży się nie skończy… dla nas takim miejscem jest zdecydowanie Norwegia. Kiedy dwa lata temu byliśmy tam po raz pierwszy powstał całkiem precyzyjny plan na kolejny wyjazd, a cel również był bardzo konkretny – Lofoty. Archipelag malowniczych wysp położony za kołem podbiegunowym przez wielu uznawany za najpiękniejszą część Norwegii, a nawet za jeden z najpiękniejszych archipelagów na świecie. O tym jak daleko na północ położone jest to miejsce łatwo zapomnieć patrząc na piaszczyste plaże oblewane przez idealnie lazurową wodę szczególnie gdy pogoda dopisze, bo mimo zmiennej aury słonecznych dni nie brakuje, a klimat dzięki ciepłemu Prądowi Zatokowemu jest znacznie łagodniejszy niż w innych miejscach na tej szerokości geograficznej.
Ponad 3000 kilometrów i prawie 3 dni spędzone w podróży – tyle zajęło nam aby dostać się na norweskie wyspy. Podróż była długa, więc postanowiliśmy ją trochę urozmaicić jadąc przez Litwę, Łotwę i Estonię z noclegiem w Wilnie oraz Finlandię i Szwecję z postojem w Helsinkach. Do czego to spragnieni norweskich klimatów turyści są zdolni… a pomyśleć, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu mieszkańcy Lofotów uciekali na południe z tej nieprzyjaznej, skalistej ziemi gdzie nic nie rośnie, a surowy klimat nie rozpieszcza. Teraz natomiast takich jak my, których ciągnie na północ, jest całe mnóstwo - w ciągu roku Lofoty odwiedziło ponad milion turystów podczas gdy stałych mieszkańców jest zaledwie 24 tysiące! Niewątpliwie ogromny wzrost turystycznej popularności Lofotów zauważalnie wpływa na codzienne życie mieszkańców i niestety również na środowisko naturalne, które nie jest przygotowane na masową turystykę, dlatego Norwegowie rozważają by w jakiś sposób ograniczyć ruch turystyczny na wyspach wprowadzając podatki turystyczne lub ograniczenia co do czasu pobytu i ilości turystów. Nie ukrywamy, że te informacje wpłynęły na przyspieszenie przez nas decyzji o wyjeździe, ale nie tylko one… W ostatnim czasie Lofoty znalazły się w centrum kontrowersyjnej i budzącej ogromne emocje dyskusji pomiędzy ekologami i przedstawicielami rządu, którzy rozważają możliwość wydania zezwoleń na wydobycie ropy na wodach Morza Norweskiego w pobliżu wysp. Jak bardzo jest to niebezpieczne dla środowiska naturalnego chyba nie trzeba tłumaczyć, przy groźbie wycieku, zniszczenia największej na świecie zimnowodnej rafy koralowej, zaburzeń w delikatnym ekosystemie perspektywa negatywnego wpływu na turystykę jest najmniej przerażająca. Obrońcy środowiska podkreślają również, że nie jest to tylko sprawa lokalna, wydobycie ropy w wodach arktycznych w znaczny sposób może przyczynić się do globalnych zmian klimatycznych, mamy więc nadzieje, że zwycięży odpowiedzialność i troska o środowisko, a nie chęć zysku i Lofoty w niezmienionym stanie będzie można zobaczyć i za 100 i za 200 lat.
Lofoty najpiękniej wyglądają widziane z góry, wtedy w pełni podziwiać możemy dziesiątki wynurzających się z wody wysepek z których największe połączone są charakterystycznymi wygiętymi w łuk mostami, a wszystko to otaczają poszarpane, strome szczyty gór. Tras trekkingowych na Lofotach o różnej skali trudności jest mnóstwo, można chodzić całe dnie więc wcale nas nie zdziwiło, że na Lofotach właśnie pobiliśmy swój „krokowy” rekord (ponad 32 tys. kroków i zdobyte 3 szczyty jednego dnia), którego chyba długo nie uda nam się przebić :) No ale nie samym zdobywaniem szczytów na Lofotach turysta żyje. Co jeszcze oprócz niesamowitych widoków ciągnie setki turystów na Lofoty…? Ryby! bo dla każdego pasjonaty wędkarstwa Lofoty to mekka i prawdziwe eldorado. Trudno znaleźć drugie tak obfite w ilości gatunków ryb wody na świecie z ogromnym dorszem na czele. Rybołówstwo to zresztą od setek lat główne zajęcie i źródło utrzymania tubylców, a drewniane stelaże na których od lutego suszą się ogromne ilości dorsza to już nieodłączny element lokalnego krajobrazu. Praktycznie wszystkie campingi położone są przy morzu, więc nie trzeba od razu wypływać na głębokie wody by cieszyć się świeżą rybką na kolację :) Wieczorami skaliste brzegi zapełniały się wędkarzami, wystarczyła chwila i już na wędce dyndała dorodna makrela, za chwile kolejna i kolejna.
Jak dojechać
Sposobów na dotarcie na Lofoty jest mnóstwo – od samolotu przez pociąg, prom, a kończąc na podróży samochodem. W przypadku kiedy śpimy pod namiotem i zabieramy jedzenie z Polski samochód jest rozwiązaniem najbardziej oczywistym. My przed samym wyjazdem odstawialiśmy córkę na lotnisko w Warszawie, więc zdecydowaliśmy się na wersję podróży przez Republiki Nadbałtyckie, dalej promem do Helsinek, a później już prosto na północ przez dzikie rejony Finlandii i Szwecji do samych Loftów. Wersji na podróż samochodem jest kilka jak choćby promem przez Bałtyk i dalej przez Szwecję i Norwegię czy kolejna wersja samochodem przez Niemcy, Danię i dalej promem do Norwegii w pobliże Oslo czy nawet do samego Bergen – wszystko zależy od tego skąd rozpoczynamy podróż i co chcemy po drodze zobaczyć.
Gdzie spać
W myśl norweskiej zasady Allemannsrett (every man’s right) turyści mogą rozbić namiot w każdym miejscu, jednak my wszystkie noclegi spędziliśmy na kempingach. Wszystkie malowniczo położone nad brzegiem morza z piaszczystymi plażami sprawiały, że tylko wieczorny ziąb zmuszał nas do schowania się w namiotach. Poza tym w czasie trwającego najazdu turystów jest to rozwiązanie bardziej eko :)
Kiedy jechać
Na Lofotach pięknie jest o każdej porze roku, jednak lipiec i sierpień to najcieplejsze miesiące i chociaż średnia temperatura wynosi wtedy zaledwie 12 stopni to w czasie naszego pobytu nie brakowało słońca i pogody idealnej do plażowania. Niestety wieczory przypominają, że szerokość geograficzna powyżej koła podbiegunowego rządzi się swoimi prawami i chłód bywał naprawdę dotkliwy – nie ma to jak w dzień pocić się jak w tropikach by tego samego dnia w nocy ubierać na siebie cztery warstwy ubrania, grubą kurtkę oraz czapkę i rękawiczki i... wciąż odczuwać zimno. Dla tych którzy chcą doświadczyć "białych nocy" powinni Lofoty odwiedzić od końca maja do połowy lipca. Polujący na zorzę polarną wybiorą terminy od września do marca.
Ile to kosztuje
W dalszym ciągu pokutuje przekonanie, że wyjazd do Norwegii i to jeszcze tak daleko za koło podbiegunowe musi kosztować fortunę. Mając już doświadczenie, po wcześniejszych podobnych co do stylu podróżowania wyjazdach do Norwegii i na Islandię, tak zoptymalizowaliśmy swój wyjazd pod względem kosztowym, że sami lekko się zdziwiliśmy gdy podsumowując wydatki okazało się, że wydaliśmy 2,2 tys. zł na osobę. Czy za taką kwotę da się spędzić 15 dni w wakacje nad polskim morzem czy w górach?
W następnym wpisie pokażemy Wam już w szczegółach jak spędzaliśmy czas na Lofotach i co udało nam się zobaczyć.
Poniżej kilka zdjęć (więcej na naszym Instagramie).
Fantastyczna podroz. Wspaniale krajobrazy, piekne kolory. gratuluje takiego wyjazdu. Dziekuje za informacje o Lofotach. Teresa
OdpowiedzUsuńŚwietne wpisy o Lofotach, bardzo nam się przydadzą! No i pogodę wygraliście na loterii, na żadnych zdjęciach nie widziałam takiego słońca :) Czy możecie napisać w jakim dokładnie terminie byliście? czy trasy trekkingowe nadają się dla dzieci?
OdpowiedzUsuńOdradzam w zasadzie Reinebringen z dziećmi, reszta z tych co byliśmy szczytów jest do przejścia.
OdpowiedzUsuńW drugim wpisie link do strony 66north i tam jest podany stopień trudności szlaków.
Byliśmy w I połowie sierpnia i nie zawsze było słońce. Słońca szukaliśmy sami dosłownie i jak było to nawet 3 szczyty zaliczyliśmy jednego dnia.
Przepiękne zdjęcia! Można od państwa zakupić zdjęcia w wyższej rozdzielczości żeby sobie zrobić dioramy?
OdpowiedzUsuńdzięki! tak można kupić. proszę napisać więcej na maila: kontakt@wyjechac.pl
OdpowiedzUsuń