Islandia - kraina lodu i ognia

Gdyby zrobić ranking miejsc na świecie gdzie pełne zachwytu słowo „wow” pada najczęściej Islandia byłaby prawdopodobnie nie do pobicia. Chociaż dzięki wyczynom walecznych wikingów na EURO 2016 o tej zagubionej gdzieś na Atlantyku wyspie zrobiło się ostatnio głośno to wciąż pozostaje na uboczu głównych, turystycznych szlaków, a jest miejscem naprawdę wyjątkowym, idealnym dla wszystkich pragnących uciec od zgiełku codziennego świata, poczuć jedność z przyrodą i kontemplować jej majestatyczne wręcz piękno. W jednym z przewodników przeczytaliśmy, że wyspa ma niesamowity wpływ na człowieka, potrafi zmienić brutala w poetę, a sceptyka w człowieka wierzącego i wierzcie nam nie ma w tym krzty przesady…
Grzecznie zastosowaliśmy się do przeczytanej gdzieś, kiedyś na blogu wskazówki, żeby najpierw odwiedzić Norwegię bo po Islandii nic już nie będzie takie samo i chociaż przemierzając kraj trolli w poprzednim roku trudno było nam w to uwierzyć, to będziemy  tą cenną rade przekazywać dalej w świat bo rzeczywiście teraz wydaje nam się, że nie ma na świecie drugiego tak pięknego miejsca jak Islandia. Znaleźć tam można wszystko co prawdziwy wielbiciel przyrody kocha najbardziej – klify, fiordy, wulkany, plaże, góry, gorące źródła, pola lawy, gejzery, jeziora, wodospady, lodowce, ocean - różnorodność  tych wszystkich krajobrazów i ich uroda jest wręcz powalająca i dosłownie przyprawia o ból głowy .
Często w czasie wyjazdu porównywaliśmy nasze wrażenia z Norwegii i Islandii, nasze rozmowy jednak nie dotyczyły tego gdzie jest ładniej, lepiej bo to dyskusja z góry skazana na porażkę, miały raczej na celu wyłapać zasadnicze różnice pomiędzy tymi dwoma, podobnymi przecież w „klimacie” miejscami.  W Norwegii przyroda jest majestatyczna, „ciężka” i przygniatająca, człowiek czuje się mały wobec jej potęgi, no i nie ma chyba nigdzie indziej na świecie tak spektakularnych i pięknych fiordów ale  wszędzie czuć perfekcyjną, ale jednak, rękę człowieka – te dopieszczone w każdym szczególe punkty widokowe, toalety będące małymi perełkami architektury gdzieś pośrodku niczego, mnóstwo campingów, super drogi i autostrady co też na pewno ma związek z w większym stopniu  rozwiniętym biznesem turystycznym i z większym budżetem jakim dysponują Norwedzy. Na Islandii  natomiast urzekła nas niesamowita przestrzeń w której zagubić się można dosłownie i w przenośni i która sprawia, że oddycha się pełniej, głębiej… Przyroda jest dzika, wręcz dziewicza i w wielu miejscach zupełnie nieskażona przez człowieka, za co chwała jej mieszkańcom, a mijane po drodze tablice z informacją, że następna stacja benzynowa za 298 km mówią same za siebie. Na Islandii zdajemy sobie sprawę, że Ziemia to nie beton i asfalt ale ogromna siła, a na wyspie najlepiej widać jej ciężką i niestrudzoną pracę, wszystko tam  gotuje się, syczy i bulgocze, wybucha kłębami pary, wody i lawy tworząc nowe krajobrazy. Po pobycie na Islandii z zawstydzeniem zdaliśmy też sobie sprawę, że stanowczo zbyt często we wpisach o Norwegii używaliśmy, zupełnie nieadekwatnie z perspektywy czasu, słów „spartańskie warunki”, co one tak naprawdę oznaczają dowiedzieliśmy się dopiero w czasie pobytu na wyspie :) Przez osiem dni spaliśmy w aucie, na dziko, bez dostępu do ciepłej, bieżącej wody, kuchni itp. Takie warunki na Islandii nie są jednak czymś nadzwyczajnym,  raczej jest to standardowa i bardzo popularna forma podróżowania (na pewno bardziej ekonomiczna) i trzeba wziąć  poprawkę na brak luksusów.  Nie piszemy tego  jednak aby kogokolwiek zniechęcić, wręcz przeciwnie, „trudne” warunki  były naszym świadomym wyborem i sprawiały, że była to dla nas jeszcze większa przygoda, zresztą patrząc na parę Amerykanów, spotkanych gdzieś po drodze wysoko w górach, przycupniętych na kamieniach i krojących na kolację pomidorki, pieczarki i ogórki, popijających winko doszliśmy do wniosku, że celebrować można dosłownie każde warunki, bez frustracji i poczucia kary za to z ogromną radością, że jest się w tak cudownym miejscu. Taka filozofia i takie podejście do podróżowania bardzo nam się ostatnio spodobało i zaczyna być naszym sposobem na zwiedzanie świata... a pomyśleć,że zaczynaliśmy od hoteli all inclusive :)
Przed wyjazdem na wyspę zakochaliśmy się w zdjęciach z Fiordów Zachodnich i wiedzieliśmy, że w czasie naszego pobytu na Islandii musimy je zobaczyć, a że czasu nie mieliśmy zbyt wiele zrezygnowaliśmy z najbardziej popularnej turystycznie trasy dookoła wyspy tzw. Ring Road, którą na pewno jeszcze kiedyś się przejedziemy :)



Podsumowując nasze wydatki Islandia absolutnie nie wydała nam się taka straszna jeśli chodzi o koszty:
  • Główny koszt to wynajęcie samochodu i paliwo (około 4000 pln) – wypożyczyliśmy z firmy ICE POL (polska firma) kilkunastoletniego Nissana Terrano II 4x4 disel z automatyczną skrzynią biegów przystosowanego do spania w nim (wyjęte dwa tylne siedzenia i z tyłu dwa materace) – z miłym zaskoczeniem stwierdziliśmy,  że spało się bardzo wygodnie a po złożeniu materacy w razie złej pogody jest miejsce na przygotowanie posiłku. Zgodnie stwierdziliśmy, że na Islandię (i pewnie nie tylko) jest to idealne rozwiązanie – odpada problem z szukaniem miejsca na rozbicie namiotu, nie trzeba płacić za noclegi i jest się całkowicie niezależnym co do wyboru miejsca na spanie. Dzięki takiej organizacji nie wydaliśmy kompletnie nic na noclegi, campingi.

  • Na zakupy spożywcze, słodycze i kartusz gazowy wydaliśmy jedynie 400 pln – oczywiście sporo jedzenia zabraliśmy z Polski. Zakupy robiliśmy tylko w Bonusie (jest drożej niż w Polsce, ale bez przesady) i nie korzystaliśmy z kawiarni, restauracji etc.

  • Bilety lotnicze – dzięki punktom z karty Wizz Air, cierpliwemu czekaniu na promocje same bilety w konkretnie przez nas określonym terminie kosztowały nas naprawdę nie dużo  (lecieliśmy z Gdańska Wizz Air’em).

  • Wszystkie atrakcje, parkingi, drogi  na szczęście są bezpłatne i nie wydaliśmy na to ani grosza.


Poniżej nasz szczegółowy plan dzień po dniu i jak zwykle u nas każdy dzień był bardzo intensywny, ale udało się nam zobaczyć wszystko na co niewątpliwie ogromny wpływ miała rewelacyjna pogoda, która była dla nas chyba największym zaskoczeniem bo po Norwegii byliśmy przygotowani na wszystko.

Dzień 0 (niestety spóźniony samolot i na miejscu byliśmy o północy)
dojazd do Hvalfjörður
Dzień 1
Fiordy Zachodnie (Holmavik, Ísafjörður)
Dzień 2
Fiordy Zachodnie (Þingeyri, Sandafell, Dynjandi, Tálknafjörður, Pollurin, Patreksfjörður, Latrabjarg)
Dzień 3
Fiordy Zachodnie (Rauðisandur, Hellulaug), półwysep Snæfellsnes (Stykkishólmur, Helgafell, Kirkjufell, Saxhóll)
Dzień 4
półwysep Snæfellsnes (Djúpalónssandur, Londrangar, Arnarstapi, Langaholt, Ytri Tunga), Glymur, Þingvellir, gejzery (Strokkur, Geysir), Gullfoss
Dzień 5
Kerlingarfjöll i Hveradalir, Hjálparfoss, Háifoss
Dzień 6
Landmannalaugar
Dzień 7
Reykjaladur, półwysep Reykjanes



Udało nam się nagrać mocno amatorski, ale chyba jednak ciekawy film z podróży...

Na koniec wybraliśmy najlepsze panoramy jakie udało nam się zrobić telefonem komórkowym.
W kolejnych wpisach będą już tylko zdjęcia z aparatu fotograficznego.
























2 komentarze:

  1. Cudowna Islandia. Miejsce które od zawsze odwiedzić i ciągle wypadało coś innego. Po tym opisie wypisuje ja na pierwsze miejsc które muszę odwiedzić. A jak podróżowanie z dzieckiem? Kempingi są po drodze?

    OdpowiedzUsuń
  2. Campingi są choć nie tak często jak choćby w Norwegii. Widzieliśmy wiele osób podróżujących z małymi dziećmi, więc da się bez problemu. W naszym samolocie leciało choćby kilkoro malutkich dzieci.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Karolina i Maciek , Blogger