Półwysep Snæfellsnes czyli Islandia w pigułce
1
ISLANDIA
Latem na Islandii panują białe noce co w praktyce oznacza, że słońce zachodzi tylko na około dwie godziny - dla turystów zjawisko to ma same plusy bo kiedy czas przestaje mieć znaczenie jeździć, oglądać i podziwiać widoki można praktycznie całą dobę – dopóki nie padniemy ze zmęczenia :) Dodatkowo czas na wyspie przesunięty jest o dwie godziny do tyłu więc gdy nasze przyzwyczajenia budziły nas około siódmej rano tam była dopiero piąta, słońce świeciło już wysoko na niebie i mieliśmy przed sobą naprawdę dłuuugi dzień. I dobrze bo było co robić, szczególnie kiedy w planie był Półwysep Snæfellsnes nazywany popularnie „Islandią w pigułce” bo rzeczywiście gdyby mieć tylko jeden dzień na wyspie to właśnie tam zobaczyć można wszystko to co na Islandii najlepsze…
Objechanie dookoła półwyspu zajęło nam trochę ponad dzień, w którym zmierzaliśmy od jednego WOW do następnego – lodowce, pola lawy, bazaltowe klify, wodospady, wygrzewające się w słońcu foki, malownicze trasy – to właśnie autor miał na myśli nazywając Półwysep Snæfellsnes „miniaturą Islandii”. Nad całym półwyspem góruje „bohater” książki Juliusz Verne’a „Podróż do wnętrza Ziemi” - wulkan Snæfellsjökull, którego szczyt wieńczy lodowiec. Pokryta białą czapą góra z pióropuszem chmur stanowi niezwykły widok, który tak się nam spodobał, że na nocleg zatrzymaliśmy się obok nieczynnego wulkanu Saxhóll mając idealnie przed sobą widok właśnie na lodowiec.
Jadąc od strony Fiordów Zachodnich zwiedzanie półwyspu zaczęliśmy od północy – na początek kilkudziesięciokilometrowy odcinek szutrowej drogi, z której mieliśmy widok na setki szkierowych wysepek, niewielkie fiordy i oczywiście wszechobecne góry. Zdecydowanie od pierwszego wejrzenia polubiliśmy Snæfellsnes. Potem było już tylko lepiej …
Islandia "grała" w wielu filmach - była mityczną, nieistniejącą krainą w serialu „Gra o tron” czy w filmie „Thor”, grała Grenlandię i Himalaje jednak główną rolę, pod swoją własną nazwą, dostała dopiero w cudownym filmie „Sekretne życie Waltera Mitty”. Miasteczko Stykkishólmur również zagrało w tym filmie dlatego bardzo cieszyliśmy się, że znalazło się na naszej trasie (powód radości był jeszcze jeden – darmowy zasięg Internetu w całym miasteczku), za malowniczą scenerię w filmie posłużyły urocze kolorowe domki, a całą miejscowość z panoramą na port i widokiem szkierowych wysp na oceanie podziwiać można ze wzgórza za portem.
Kolejny z hitów północy to widok wodospadu Kirkjufellsfoss z monumentalną górą Kirkjufell w tle - miłośnicy Instagrama pewnie znają to kultowe miejsce z setek zdjęć. Sama góra początkowo nie zrobiła na nas wielkiego wrażenia, monolityczny kloc zupełnie niepasujący do otoczenia jednak gdy przejdzie się na drugą stronę mostu to ta dziwna góra „nie z tej Ziemi” staję się cudownym i niezwykłym tłem dla spływającej dwoma kaskadami wody wodospadu Kirkjufellsfoss. Chociaż jest to bardzo popularne miejsce, szczególnie wśród fotografów, to nie było tam żadnych tłumów i spokojnie mogliśmy porobić nasze wymarzone zdjęcia.
Tak było na północy. Zachodnia część Półwyspu to typowy surowy, wulkaniczny krajobraz z czarnymi klifami i jeszcze czarniejszymi plażami jak choćby Djúpalónssandur czy fantazyjnymi formacjami skalnymi w Lóndrangar. Punktem obowiązkowym jest krótki trekking między Arnarstapi i Hellnar z licznymi punktami widokowymi, który pozwoli podziwiać miedzy innymi słynny skalny łuk Gatklettur przy kojącym szumie oceanu. Na islandzkich polach lawy amerykańscy astronauci ćwiczyli lądowanie na Księżycu – nie wiemy czy robili to akurat na Półwyspie Snæfellsnes ale pól zastygłej lawy w tej części półwyspu nie brakuje. Mech porastający ogromne bryły lawy sprawia, że pofałdowany krajobraz przypomina miękkie, sprężyste poduszki po których ma ochotę się poskakać - na co jednak ostatecznie się nie zdecydowaliśmy.
Południowe wybrzeże to jeszcze inna bajka, z jednej strony drogi płaskie, piaszczyste wybrzeże na którym możemy zaliczyć spotkanie z fokami – zwłaszcza na plaży Ytri Tunga - z drugiej strony wysokie, płaskie szczyty gór, do tego suszące się wszędzie rybackie sieci i widoczny z każdej strony wulkan Snæfellsjökull … no i jeszcze te wściekłe ptaki. Nie wiedzieliśmy o co chodzi gdy po drodze mijaliśmy znaki ostrzegawcze przed atakującymi ptakami jednak w kilku miejscach po wyjściu z samochodu mogliśmy się przekonać, że nie jest to dziwny humor mieszkańców wyspy ponieważ dosłownie po kilkunastu sekundach otaczała nas cała chmara agresywnych ptaków rodem z filmu Hitchcocka. Szybko musieliśmy ewakuować się do auta by już zza szyb samochodu podziwiać wspaniałe, islandzkie krajobrazy.
Islandia jest piękna! Mógłbym wracać tam w każdej wolnej chwili. Nawiasem mówiąc, piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuń