Golden Ring i najwyższe wodospady Islandii
0
ISLANDIA
Mijając nieliczne na naszej trasie miasta i miasteczka próżno szukaliśmy typowej skandynawskiej architektury jaką zachwycaliśmy się podczas ubiegłorocznej podróży po Norwegii. Najczęściej widzieliśmy małe, nadszarpnięte zębem czasu drewniane domki bardziej przypominające rybackie chatki niż szklane, nowoczesne pałace kojarzące się z wyrafinowanym stylem skandynawskim. Przejeżdżając dwukrotnie przez Reykjavik utwierdziliśmy się tylko w naszym przekonaniu, że na Islandii to właśnie przyroda jest tym co najlepsze i dlatego całkiem świadomie zrezygnowaliśmy z poszukiwań architektonicznych perełek Reykjaviku i zwiedzania miasta. Nie żałowaliśmy wcale bo już w niewielkiej odległości od stolicy perełek, ale tych przyrodniczych jest całe mnóstwo: gorące strumienie, strzelające w niebo gejzery, dymiące pola geotermalne i mnóstwo wodospadów z których naprawdę do tej pory nie potrafimy wybrać najpiękniejszego.
Na pierwszy ogień wracając z półwyspu Snæfellsnes poszedł najwyższy wodospad na Islandii – 198 metrowy Glymur. Aby się do niego dostać czekał nas ponad 5 kilometrowy trekking (w obie strony) który rozpoczął się tuż przy parkingu na końcu malowniczego fiordu Hvalfjörður. Szlak nie należy do szczególnie trudnych, chociaż nie brakuje ostrych podejść i atrakcji jak choćby przejście po drewnianej bali przez rwący potok. Widok z najwyższego poziomu wynagradza jednak cały wysiłek – chciałoby się tam zostać i godzinami patrzeć na spadającą z hukiem wodę, a z tyłu widok nie mniej spektakularny na piękny Hvalfjörður. Całość wycieczki zajęła nam lekko ponad 2 godziny.
Z Glymura udaliśmy się w stronę parku narodowego Þingvellir aby zobaczyć tzw. Golden Ring. Właśnie Þingvellir jest pierwszą z trzech odsłon Złotego Kręgu. Jest to miejsce szczególne w historii Islandii – właśnie tu w 930 roku zebrał się islandzki parlament, który uważa się za najstarszą w dziejach nowożytnej Europy tego typu instytucję. Z miejscem tym wiąże się jeszcze jedna ciekawostka otóż na jego terenie stykają się dwie płyty tektoniczne - eurazjatycka i północnoamerykańska. Zatem w ciągu sekundy możemy powiedzieć, że przeskakujemy z Europy do Ameryki :)
Nieprzypadkowo właśnie późnym wieczorem znaleźliśmy się na polach geotermalnych przy słynnych gejzerach w dolinie Haukadalur – o tej porze turystów jest już niewielu i w całkiem kameralnej i spokojnej atmosferze można podziwiać niesamowity spektakl. Na miejscu zobaczyć można największy niegdyś gejzer na Islandii – Geysir – któremu wszystkie inne zawdzięczają taką właśnie nazwę. Kiedyś potrafił wyrzucać wodę regularnie, teraz jednak lekko się rozregulował i "wybucha" co jakieś 48h przez co stracił trochę na swojej popularności :) Nie musimy na szczęście czekać tyle czasu aby zobaczyć to niezwykłe zjawisko - wystarczy przejść kilka metrów dalej gdzie gejzer Strokkur co parę minut wyrzuca w górę słup wody i białej pary na wysokość kilkunastu metrów i wprawia w zachwyt czekających w napięciu turystów.
„Rzut beretem” od gejzerów znajduje się ostatni element tryptyku składającego się na Golden Ring. Mowa oczywiście o wodospadzie Gullfoss – jednym z najbardziej rozpoznawalnych wodospadów na wyspie. Daleko mu do ogromnego Dettifossa, ale i tak robi ogromne wrażenie - dwie kaskady położone pod różnymi kątami przez które przelewa się niewyobrażalna masa wody nad którą wiatr unosi ogromne obłoki mżawki dlatego wszyscy, którzy chcą z bliska zobaczyć wodospad koniecznie muszą zabrać ze sobą przeciwdeszczową odzież - inaczej przemokną do suchej nitki. Planując zobaczenie tego miejsca warto wziąć pod uwagę fakt, że wodospad znajduję się na tzw. Golden Ring i są już tam prawdziwe masy turystów, którzy zjeżdżają podziwiać Gullfoss całymi autokarami – dla nas był to prawdziwy szok ponieważ przemierzając w poprzednie dni prawie bezludne tereny nagle zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy jedynymi turystami na wyspie :)
Jadąc do Landmannalaugar nie mogliśmy sobie odmówić zobaczenia drugiego najwyższego wodospadu na wyspie – Haifossa tym bardziej, że wystarczyło zboczyć z głównej drogi zaledwie kilka kilometrów. Hmm… te kilka kilometrów to już atrakcja sama w sobie ponieważ szutrowa droga pełna jest dziur i kamieni i niestety nie zniesie tego żaden samochód osobowy – byliśmy świadkiem jak jadąca przed nami mała osobówka prawie zawisła na sporym kamieniu co ostatecznie zmusiło ich do zawrotki. My wręcz przeciwnie z satysfakcją, powoli ale skutecznie parliśmy naprzód ciesząc się, że wreszcie możemy dać wykazać się naszemu Nissan Terrano z napędem 4x4 . Ale nawet gdybyśmy całą drogę mieli przejść pieszo to naprawdę warto bo drugi co wysokości wodospad Islandii i jego otoczenie zachwyca a to co czyni go jeszcze bardziej wyjątkowym to fakt, że kilkanaście metrów dalej znajduję się „brat bliźniak” Heifossa równie wysoki wodospad – Granni (w tłumaczeniu z islandzkiego sąsiad). Osoby z lękiem wysokości staną przed nie lada wyzwaniem bo podejść można do samiutkiego brzegu skarpy pod którą ponad 120 metrowa przepaść…
W okolicy Haifossa zobaczyć można najwyższy na wyspie czynny wulkan Hekla, którego samotny, ośnieżony, tonący w chmurach szczyt towarzyszył nam przez kilkadziesiąt kilometrów drogi do Landmannalaugar.
Po drodze z/do Landmannalaugar zaledwie kilometr w bok od drogi z/do Reykjaviku znajduje się super miejsce na krótki odpoczynek, które gorąco polecamy. Przy malowniczym wodospadzie Hjalparfoss drewniane platformy, ławeczki i stoliki umożliwią chwilę relaksu lub przygotowanie posiłku.
Jadąc na Islandie mieliśmy całą listę rzeczy, które koniecznie trzeba zrobić lub zobaczyć będąc na wyspie – oprócz oczywistych „must see” były tam zdjęcia maskonurów i islandzkich koni pasących się swobodnie na rozległych pastwiskach ale przede wszystkim było co? oczywiście kąpiele w gorących źródłach! Po "trudach” zwiedzania nie ma lepszego relaksu i większej radochy niż skok do gorącej wody i pluskanie się w obłokach pary i cudownych okoliczności przyrody :) Nam udało się to trzykrotnie (a może czterokrotnie?) na Fiordach Zachodnich jednak najbardziej chyba popularne miejsce na Islandii do kąpieli to gorące strumienie w dolinie Reykjaladur nieopodal miejscowości Hveragerði – leżące całkiem niedaleko Reykjaviku i na trasie popularnego Ring Road. Już kilka kilometrów przed miasteczkiem zobaczyć można było unoszące się z różnych miejsc słupy białego dymu i gazów, wydobywające się wprost spod powierzchni rozgrzanej Ziemi. My trafiliśmy tam ostatniego dnia naszego pobytu. Noc spędziliśmy kilkaset metrów obok parkingu z którego rozpoczyna się droga do gorących strumieni. Wcześnie rano o 6:30 mimo lekkiej mżawki i ogólnie nieciekawej pogody (po raz pierwszy podczas naszego pobytu) wyruszyliśmy w 3 km łatwy i przyjemny trekking, który po około 50 minutach zakończył się w dolinie Reykjaladur. Wygrzaliśmy się, odpoczęliśmy w samotności, zrobiliśmy sporo zdjęć i dopiero schodząc w dół w połowie drogi spotkaliśmy pierwsze osoby podążające naszymi śladami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz