4x4 po islandzkim interiorze
2
ISLANDIA
Zaledwie kilka kilometrów od wodospadu Gullfoss – pełnego turystów podróżujących po Islandii popularnym Golden Ring zaczyna się zupełnie inny krajobraz, ba... śmiało można powiedzieć, że nawet zupełnie inny świat chociaż to wciąż ta sama wyspa tylko w kolejnej już odsłonie. Po wjechaniu w interior, zdaliśmy sobie sprawę, że to nie z gejzerami, wodospadami czy fiordami kojarzyła nam się dotychczas wyspa, ale właśnie obrazami tej rozległej pustki reagowaliśmy dotychczas na słowo Islandia. Ogon kurzu ciągnący się za samochodem, jak okiem sięgnąć nie zmącona nawet najmniejszym krzaczkiem, pozbawiona zieleni ogromna przestrzeń i tylko gdzieś w oddali szaroniebieskie lodowce… a i jest jeszcze coś co zawsze będzie nam się kojarzyło z tą częścią Islandii – wielkie, naprawdę ogromne samochody, a nawet prawdziwe monster trucki na których głazy, kamienie i ogromne dziury szutrowych dróg nie robiły żadnego wrażenia.
Samochodem osobowym niestety nie wjedziemy w wewnętrzną część wyspy, informują nas o tym znaki zakazu przy wjeździe w interior, stąd też nasza decyzja o wynajęciu samochodu terenowego z napędem na cztery koła. Jednak nasz Nissan Terrano przy niektórych samochodach przemierzających interior wyglądał niczym mikroskopijny fiat 126p, wielkie trucki, prawdziwe potwory na czterech kołach robiły piorunujące wrażenie, a podróżowali nimi turyści wożeni przez miejscowe agencje turystyczne albo Amerykanie, którzy chyba zawsze i wszędzie lubią podkreślać, że kochają wszystko co wielkie. Kolejny znak, który minęliśmy po drodze to informacja, że następna stacja benzynowa za blisko 300 km co uzmysłowiło nam, ze oto wjeżdżamy w zupełną cywilizacyjną pustkę - no więc z pełnym bakiem, zaopatrzeni w jedzenie, kilka butelek wody, która użyta miała być również do celów higienicznych :) ruszyliśmy przed siebie. Był późny wieczór, słońce było bardzo nisko, oświetlając krajobraz ciepłym, czerwonym światłem, a wszystko dookoła rzucało długie cienie. Tak naprawdę trudno opisać, co, ale niewątpliwie jest coś fascynującego w tej pustej, rozległej przestrzeni wypełnionej jedynie ciszą, pozbawionej najmniejszego śladu działalności człowieka i tą świadomością, że jesteśmy z dala od cywilizacji cieszyliśmy się wtedy najbardziej. Szczególnie w momencie gdy zjechaliśmy pod lodowiec aby spędzić kolejną naszą noc w zupełnej samotności w naszym „samochodowym hotelu”.
W interior nie wjechaliśmy jednak tylko aby przymierzać odludne bezdroża – cele były konkretne, a pierwszy z nich to Kerlingarfjöll. Łańcuch górski usytuowany w pobliżu drogi F35 zwanej Kjölur Route - drogi, która prowadzi od wodospadu Gullfoss przez środek Islandii na samo jej południe. Samochodem wjeżdża się na wysokość 900 m n.p.m., a szutrowa droga pełna dziur i kamieni sprawia, że nawet samochód 4 x 4 ledwo dyszy co mocno podniosło nam poziom adrenaliny i sprawiło, że już sama droga była niezapomnianym przeżyciem, a do tego jeszcze te cudowne widoki dookoła: góry, hałdy śniegu i lodowiec. U celu naszej drogi czekało na nas jedno z piękniejszych miejsc jakie zobaczyliśmy na Islandii - rozległe pola geotermalne Hverdalir. Strumienie gotującej się wody, buchające zewsząd kłęby dymu, a to wszystko otoczone lodowcem i ryolitowymi górami, których skład sprawia, ze przeplatają się w nich barwy zielone, czerwone, brązowe, białe i szare. Z wyznaczonych szlaków i ścieżek bezpieczniej jest nie zbaczać, chyba, że chcemy stopić sobie podeszwy butów :)
O kolejnym naszym celu w islandzkim interiorze wkrótce...
Cześć! W jakim miesiącu byliście na Islandii?
OdpowiedzUsuńHey! Około 15-20 czerwca.
OdpowiedzUsuń