Kolorowy Chiapas

Kolorowy Chiapas

Nie da się poznać prawdziwej, autentycznej strony Meksyku bez pobytu w stanie Chiapas, przez wielu uważanym za najciekawszy i najbardziej kolorowy w całym kraju. Dla turystów pragnących porzucić masowo uczęszczane szlaki będzie to najlepszy sposób na przybliżenie kultury, rytuałów i duchowości lokalnych plemion Indian, w dalszym ciągu wiernych wierzeniom i zwyczajom swoich przodków, konsekwentnie odrzucających nowoczesność czego najbardziej widocznym przejawem są ich kolorowe, tradycyjne stroje w których dumnie paradują na niedzielnych targach. Prawdziwym magnesem stanu Chiapas jest również miasteczko San Cristobal de las Casas w którego kolorowej, kolonialnej zabudowie trudno się nie zakochać oraz kompleks archeologiczny Palenque – dla nas zdecydowanie numer jeden wśród tych widzianych przez nas w Meksyku. Niestety Chiapas ma też inną, ciemniejszą stronę - jest to najbiedniejszy stan w Meksyku w którym jak w soczewce skupiły się wszystkie patologie nękające państwo. Jego mieszkańcy na co dzień  zmagają się z konsekwencjami wieloletniej ignorancji i obojętności wobec sytuacji biedoty, a manifestacją ich buntu i niezgody jest partyzancki ruch EZLN (Zapatystowska Armia Wyzwolenia Narodowego), którego głównym celem jest zwrócenie uwagi rządu i świata na tragiczną sytuacje lokalnej społeczności Indian, walka o ich godność, równe prawa oraz niezbędne reformy. W czasie naszej podroży mieliśmy okazję stanąć oko w oko z Zapatystami i nie było to przyjemne spotkanie…
Oaxaca czyli Łachaka

Oaxaca czyli Łachaka

Po przystanku w stolicy Meksyku i wizycie w Teotihuacan udaliśmy się w kierunku stanu Oaxaca z którym zdecydowanie wiążą się nasze najlepsze wspomnienia z Meksyku. Niewątpliwie wpływ na to miał pobyt w Mazunte – malutkiej hipisowskiej wiosce położonej nad oceanem pełnej freaków, joginow i surferów gdzie cieszyć można się nieskrępowaną i luźną atmosferą, dnie spędzać na piaszczystych, pustych plażach, a wieczory w klimatycznych knajpkach popijając mohito przy akompaniamencie granej na żywo muzyki. W Mazunte zobaczyliśmy też wieloryby, delfiny i dziesiątki oceanicznych żółwi w czasie niezapomnianego rejsu małą rybacką łodzią. Stan Oaxaca to jednak nie tylko wybrzeże, ale chyba przede wszystkim słynące z kolonialnej atmosfery i oryginalnych przysmaków miasto o tej samej nazwie, ponadto malowniczo położone ruiny Monte Alban, które mieliśmy niemal w całości dla siebie oraz wszechobecne góry. Bajunia…
Teotihuacan - Miasto Bogów

Teotihuacan - Miasto Bogów

Zaledwie 50 kilometrów na północ od miasta Meksyk znajduje się jedno z najbardziej fascynujących i tajemniczych miejsc na świecie – Teotihuacan – według azteckiej mitologii Miasto Bogów. Oczywiste więc, że wszyscy lądujący w stolicy najczęściej od tego właśnie miejsca rozpoczynają swoją przygodę z Meksykiem. Dotarcie do kompleksu nie wymaga przedzierania się przez wilgotną dżungle, nie słychać skrzeku papug i odgłosów małp, a to co widzimy po dotarciu na miejsce to rozległa, trawiasta i raczej szara równina z majaczącymi gdzieś w oddali górami. To otoczenie w pierwszej chwili może sprawić, że porównanie Teotihuacan z Palenque czy innymi prehistorycznymi miastami wypada na niekorzyść tego pierwszego, ale to historia związana z tym miejscem, tajemnice i zagadkowe odkrycia, które zamiast odpowiedzi stawiają kolejne, nowe pytania sprawiają, że pobyt tutaj staje się prawdziwą przygodą.
Ale Meksyk!

Ale Meksyk!

Czy jest jeszcze ktoś kto nie wie co znaczy hiszpańskie „despacito”? Ostatnio zapanował istny szał na język hiszpański, wystarczy włączyć radio aby odnieść wrażenie, że każdy bez względu na pochodzenie chce melodyjnym hiszpańskim wyśpiewać przebój z pierwszych miejsc muzycznych list. Może to dobry moment na rozpoczęcie nauki, bo hiszpański jest faktycznie przyjemny dla ucha, a dla wybierających się do Meksyku niezbędny. Język angielski poza hotelem staje się praktycznie bezużyteczny i bez znajomości przynajmniej podstawowych zwrotów komunikacyjne frustracje gwarantowane. W ciągu dwóch tygodni spędzonych w Meksyku przeszliśmy przyspieszony kurs językowy w czym dzielne pomagała nam nasza córka, która uczy się hiszpańskiego w szkole i w kryzysowych sytuacjach stała się naszą wybawicielką. Wyobraźcie sobie taką sytuacje: my grzecznie stoimy i czekamy, aż ona ustali z kilkoma Meksykanami drogę objazdu indiańskiej blokady…

Lofoty - najpiękniejsze miejsca

Lofoty - najpiękniejsze miejsca

Patrząc na mapę Lofoty wyglądają niczym fantazyjna plama atramentu, która rozbryzgła się na dziesiątki małych wysepek. W rzeczywistości archipelag tworzy pięć dużych wysp: Austvågøy, Vestvågøy, Moskenesøya, Flakstadøya, Gimsøya połączonych 230 km długości drogą stanowiącą Narodową Trasę Turystyczną Lofotów, która zaczyna się przed mostem na cieśninie Raftsundet, a kończy w niewielkiej i urokliwej wiosce rybackiej Å położonej na samym końcu archipelagu. Przejechanie tego odcinka nie wymagałoby wiele czasu gdyby nie otaczające widoki – wierzcie nam na tym niewielkim skrawku ziemi spędzić można całe tygodnie i wciąż czuć niedosyt.
Lofoty - wakacje za kołem podbiegunowym

Lofoty - wakacje za kołem podbiegunowym

Każdy z nas ma na swojej liście miejsca, które zachwyciły i z którymi wiążą się wspaniałe wspomnienia, ale do których niekoniecznie chciałby wrócić i takie gdzie już od pierwszego dnia pobytu wie, że na jednej podróży się nie skończy… dla nas takim miejscem jest zdecydowanie Norwegia. Kiedy dwa lata temu byliśmy tam po raz pierwszy powstał całkiem precyzyjny plan na kolejny wyjazd, a cel również był bardzo konkretny – Lofoty. Archipelag malowniczych wysp położony za kołem podbiegunowym przez wielu uznawany za najpiękniejszą część Norwegii, a nawet za jeden z najpiękniejszych archipelagów na świecie. O tym jak daleko na północ położone jest to miejsce łatwo zapomnieć patrząc na piaszczyste plaże oblewane przez idealnie lazurową wodę szczególnie gdy pogoda dopisze, bo mimo zmiennej aury słonecznych dni nie brakuje, a klimat dzięki ciepłemu Prądowi Zatokowemu jest znacznie łagodniejszy niż w innych miejscach na tej szerokości geograficznej.
Jebel Shams i Wielki Kanion Arabii

Jebel Shams i Wielki Kanion Arabii

Oman to kraj, który najlepiej poznawać niespiesznie, jest tyle niezwykłych miejsc, że nie sposób zobaczyć je wszystkie nie spędzając przy tym całych dni w samochodzie… Chcieliśmy tego uniknąć, a przede wszystkim pośpiechu i nerwowej gonitwy, która często towarzyszy krótkim wyjazdom, bo czasem liczy się nie dotarcie do celu a sama droga, zwłaszcza jeśli wiedzie przez spektakularne góry Al Hajar. Księżycowy, poprzecinany kanionami krajobraz spalony słońcem, wszystkim miłośnikom gór początkowo może wydać się monotonny i mało ciekawy, jednak przemierzając praktycznie bezludne szlaki nie sposób nie ulec magii tej ogromnej, majestatycznej przestrzeni.
Wadi – kawałek raju

Wadi – kawałek raju

Żar leje się z nieba, powietrze wibruje nad rozgrzaną ziemią, a dookoła krajobraz spalony słońcem – w takim otoczeniu zielone oazy bujnej zieleni z cudownie chłodną wodą, ukryte w cieniu wysokich skał stanowią istny cud natury dający wytchnienie i ulgę zmęczonym upałem ciałom. Takie miejsca to typowe wadi czyli suche doliny zmieniające się w porze deszczowej w koryta rzek, otoczone palmami i wielkimi paprociami, z naturalnymi basenami wypełnionymi lazurową, zachęcającą do kąpieli wodą. W czasie naszego pobytu zobaczyliśmy trzy najpopularniejsze wadi w Omanie – każde zupełnie inne, wszystkie niesamowicie piękne niczym kawałek raju pośrodku niczego. Chyba nigdy wcześniej nie wymoczyliśmy się tyle w wodzie co w Omanie, korzystając z każdej okazji żeby się ochłodzić
Wahiba Sands

Wahiba Sands

Asfalt kończy się nagle, bez ostrzeżenia znikają domy, ulice, ludzie i już po chwili otacza nas tylko żółty ocean piasku i totalne pustkowie. Wiatr unosi w powietrzu pył i drobniutkie kryształki sprawiając, że pomimo zamkniętych szyb w samochodzie, pełno ich we włosach, kieszeniach i nieprzyjemnie zgrzytają w zębach, krajobraz staje się jakby mniej wyraźny. Podekscytowanie miesza się z niepewnością, a momentami ze strachem gdy dookoła żywego ducha a silnik ryczy coraz głośniej gdy koła grzęzną w sypkim podłożu... Mieszanka tych uczuć i niesamowite widoki, noc w beduińskim namiocie, wałęsające się wszędzie wielbłądy, szalony zjazd z kilkudziesięciometrowych wydm, a nawet to, że się zakopaliśmy sprawiło, że pustynia Wahiba Sands to dla nas niekwestionowany hit Omanu, a na pytanie co jest takiego ciekawego w tej wielkiej piaskownicy odpowiadamy - WSZYSTKO!
Maskat i omańskie wybrzeże

Maskat i omańskie wybrzeże

Oman to idealny kompromis pomiędzy zwolennikami leżenia na słońcu i wyczynowcami, bo oprócz katalogu idealnych plaż mamy też okazje wylać siódme poty w czasie trekkingu po górach lub odczuć emocje rodem z rajdu Paryż - Dakar jadąc po pustyni. To wszystko było w naszych planach, ale spotkanie z Omanem postanowiliśmy zacząć od morza, a dokładniej od leniwego wygrzewania się na piaszczystych i pustych plażach, bo chociaż kochamy aktywny wypoczynek to kto odmówi leniwej włóczędze od plaży do plaży i kąpieli w idealnie lazurowej wodzie? Wolni od zobowiązań początek urlopu postanowiliśmy poświęcić na błogie „nicnierobienie”, poszukiwanie najlepszego miejsca na plażowanie i  najlepszej miejscówki na nocleg koniecznie z widokiem na ocean :) W końcu linia brzegowa Omanu to ponad dwa tysiące kilometrów, wiec nie ma problemu aby każdy znalazł tam swoją rajską plażę, a może przy okazji zobaczył też niezwykłe widowisko - żółwice składające jaja, bo Oman to miejsce lęgowe aż czterech z siedmiu żyjących na świecie gatunków żółwi morskich.
Copyright © 2014 Karolina i Maciek , Blogger